Matczyny krzyż.
Widziałem jak przez zamiecie śniegu matka ciągnęła krzyż do dopiero co pochowanego, zamarzniętego w nocy dziecka. Ta dokumentalna scena na zawsze pozostała w mojej pamięci i z czasem namalowałem obraz Matczyny krzyż, 1992 r.
Ten duży obraz był pierwszy raz eksponowany w pałacu Centrum Sztuki w Krakowie na indywidualnej wystawie poświęconej martyrologii Polaków na Wschodzie. Nie ukrywam, że od razu przyciągnął on uwagę widzów, którzy wystawę oglądali, jako symbol męczeństwa Sybiraków. Ale do beczki miodu artysta dostaje czasem łyżkę dziegciu. Na wernisażu jedna siostra zakonna zarzuciła mi, że nie wolno malować krzyża niesionego przez kobietę, i to jeszcze gdzieś po śniegu, bo z tym krzyżem może być tylko Pan Bóg. Ktoś jej przytaknął, ale większość ludzi zaprotestowała mówiąc, że obraz jest dobry, prawdziwy. Powstała głośna dyskusja. Na moje szczęście na wernisażu był poważny, starszy ksiądz, ubrany na czarno w szerokim czerwonym pasie i tego koloru czapeczce na głowie. On powiedział: ludzie nie kłóćcie się, każdy człowiek niesie swój krzyż, obojętne mężczyzna czy kobieta. Artystę, świadka tych wydarzeń, trzeba pochwalić, że to namalował. Dyskusja na tym się zakończyła oklaskami widzów.
Stefan Centomirski Sybirak, Matczyny krzyż, 1992 r.
pł., kolaż, tech.miesz., 80×100 cm