Trafić na koncert znanych w mieście grup muzycznych nie było lekko, zwłaszcza w pojedynkę. Przez tłumy wielbicieli można było „przebić się” tylko w dużej grupie. Biletów nie było. Dwóch, trzech dyżurnych z opaskami na rękawach, wpuszczali studentów ze swojej uczelni, ich znajomych lub tych, którzy najgłośniej krzyczeli i konsekwentnie udowadniali swoją rację.
Wiele obrazów wyblakło, postarzało się w oddaleniu od stylów i mód, które „przeszumiały” za oknami. Mimo to one żyją i na pewno nocami znowu opowiadają moim bohaterom, którzy pojawili się na świecie…
Istnieją na świecie wartości, które człowiek niesie w swym sercu przez całe życie. Jest to więź z Rodzicami i dziećmi oraz szczere przyjaźnie z młodości. Idziemy przez ten świat, mając w duszy twarze najbliższych nam przyjaciół, tych z którymi łączyły nas wspólne idee i zainteresowania, tych którzy jeszcze żyją i tych, którzy odeszli już na ten tajemniczy drugi brzeg egzystencji…
Jedno z płócien malowanych mną z tego okresu to „Bałwochwalcy”: człowiek z zawiązanymi oczami, przyciskając do piersi portret wodza, rześko idzie nad Kremlem po przeciągniętym drucie. Na dole widać pięty tych, co szli do przodu i spadli w przepaść…
Wiele obrazów wyblakło, postarzało się w oddaleniu od stylów i mód, które „przeszumiały” za oknami. Mimo to one żyją i na pewno nocami znowu opowiadają moim bohaterom, którzy pojawili się na świecie, że ich dziwaczny autor dźwiga do pracowni wszystkie nowe szkice, rupiecie ze śmietników, nakleja je śmierdzącym klejem na płótna.